Przeczytałem ostatnio intrygujący raport na jednym z portali, że w Polsce – w administracji ,   działa ponad 500 systemów informatycznych i platform. Dla każdego, nie tylko związanego ze środowiskiem informatycznym musi być to liczba wstrząsająca, szczególnie jeśli zestawić to z cyfrowymi możliwościami obywateli. Mamy Ministerstwo Cyfryzacji od niedawna, wiele inicjatyw i relatywnie duże budżety i z jednej strony możemy kupić sobie internetowo wycieczkę, dowolną książkę, bilet do kina w każdym mieście lub na przedstawienie na Brodwayu, z drugiej strony załatwienie jakichkolwiek rzeczy administracyjnych to zawsze wszechwładny papier, stempel i podpis. Jak widać   z ubiegłomiesięcznych protestów lekarzy, nie da się sprawdzić czy ktoś jest ubezpieczony (mimo ze ochoczo przecież co miesiąc pobiera się nam składkę zdrowotną z pensji), nie mówiąc o podatkach. Ostatnio dość zabawne (jeśli nie smutne) było, kiedy pani w urzędzie podatkowym poprosiła moją żonę, żebyśmy podatek zryczałtowany za wynajem wpłacali później (normalnie jest do 20 następnego miesiąca , wpłacaliśmy od razu po dostaniu czynszu) , bo oni przecież nie mogą potem tego znaleźć na kontach.

Budowa dużych systemów informatycznych w administracji państwowej przypomina budowę Wieży Babel, która jak wiadomo zastopowało pomieszanie języków, a może przez niewłaściwe procedury projektowe. Archeologowie twierdzą jednak, że   wieża istniała naprawdę w Babilonie (jako świątynia Boga Marduka) i miała około 90 m wysokości, co na ówczesne czasy musiało być nie lada osiągnięciem. Jak to bywa w historii, kilkakrotnie   niszczona i odbudowywana, aż do ostatniej próby podjętej przez Aleksandra Wielkiego, który do sprawy podszedł holistycznie i najpierw nakazał całkowicie wszystko zrównać z ziemią, żeby oczyścić pole do jeszcze większej budowy, po czym zmarł kładąc kres całej historii.

Analogicznie buduje się wszystkie systemy informatyczne, pocieszająco – nie tylko u nas, ale i na całym świecie. Renomowane firmy konsultingowe spierają się o pewne pozycje procentowe, ale zgodnie oceniają, że około 30-40 % wszystkich dużych projektów kończy się całkowita klęską (bez wdrożenia), 70 % (a może i więcej) ma przekroczone terminy i budżety, mniej więcej jedną czwartą można ocenić jako sukces, a zaledwie 3 % jako sukces całkowity. Jeśli takie statystyki przenieślibyśmy na place budowy to przechadzalibyśmy się wśród częściowych ruin, opuszczonych budynków, niedokończonych wieżowców i cegieł lecących na głowy, idąc po koślawych rampach lub drogach, które z rzadka się łączą. Jeśli spróbować załatwić coś informatycznie w urzędzie to okazuje się, że ta analogia nawet wygląda zachęcająco w stosunku do rzeczywistości.

Polska informatycznie realizuje polskie przysłowie „szewc bez butów chodzi”,  bo posiadając jedne z najlepszych kadr programistycznych w światowym sektorze (tu pewnie mieścimy się w pierwszej piątce) nie potrafimy niestety przekuć umiejętności na porządek na własnym podwórku.

Paradoksalnie, systemy informatyczne w urzędach to nie jest „rocket science” wymagające kosmicznych technologii, ale wdrożenia, w których kluczowe są dobre założenia i wymagania, projekt, cierpliwość i stałość osób odpowiedzialnych za system. Z każdą z tych rzeczy jak wiadomo trudno, choć informatycy poprawiają się z roku na rok. Patrząc na lata 90-te, pierwszą dekadę XXI wieku i teraz, nie sposób zauważyć postępu w technologiach projektowania, budowy, prowadzenia projektu i testowania.  O ile kiedyś informatyka była polem swobodnych harcowników i developerów budujących oprogramowania na pojedynczej maszynie bez dokumentacji, to teraz skróty jak UML, ITIL v3, RUP, PMI i PRINCE pokazują, jak wiele się zmieniło.  Budowa dużych systemów jest dobrze skodyfikowana i sproceduralizowana, a metodyki Agile, Sprint  i dobre narzędzia do kontroli postępów, automatycznego testowania i zgłaszania usterek, ustawiają informatykę jako dojrzały rynek produkcyjny. Jeśli mieć dobre założenia i dobrze pilnować, to zamówienie i odbiór systemu nie różni się od zlecenia dla developera wielopiętrowego budynku – oczywiście będą usterki i poprawki, a czasami zdarzy się i pokój bez okna, ale w stosunku do Wieży Babel – postęp kosmiczny.  Problem, że tym wyrafinowanym postępom po stronie produkcji, nie towarzyszy gruntowana zmiana po stronie zamawiającego. Jeśli administracja państwowa nie posiada umiejętności (lub nie chce) precyzyjnie formułować założeń do kupowanych systemów, jeśli liczy się jedynie najniższa cena lub preferencje wybranych firm, efekt będzie dalej lokować się w tych pierwszych procentach wyników porażek informatycznych. Przeglądając historycznie kilkanaście ostatnich lat IT w Polsce – to projekty strategiczne, reorganizacje ministerstw, wielkie systemy o nazwach składających się z akronimów pisanych WIELKIMI literami często z przedrostkiem e na początku, to nie mamy za dużo. Na plus ucieszyłem się z ksiąg wieczystych (jak ktoś pamiętał kiedyś to była z tym jazda) i jest też KRS on-line. To ostatnie pokazuje też zabawnie, jak sama administracja nie nadąża za cyfryzacją, bo przecież wymaga od firm składania kopii KRS-ów firmowych (i to poświadczonych pieczątkami) jednocześnie mając to samo na klikniecie w komputerze. Na minus – każdy może dołożyć od siebie, nawet najprostsze rzeczy – dlaczego nie można internetowo sprawdzić swoich składek ubezpieczeniowych, podatków, numerów rejestracyjnych samochodów czy tysięcy potrzebnych rzeczy. Na dodatek to wszystko gdzieś się czai w tych 539 systemach , ale nie jest dostępne dla obywatela.

Optymistycznie wierzymy jednak, że Ministerstwo Cyfryzacji wszystko zmieni, choć sceptycy powiedzą, że takie próby były już w przeszłości (kiedyś było Ministerstwo Nauki i Informatyzacji). Na razie to nowe ministerstwo walczy w okopach ACTA i  będąc pod ostrzałem, ma pewnie mało czasu na inne projekty. Jeśli mógłbym poprosić to miejmy na początek ograniczone cele i umiarkowane aspiracje. Nie zaczynajmy budowy @WIELKICH zintegrowanych systemów, bo jak było to w przeszłości powtórzymy Aleksandra Wielkiego i zostanie tylko pusty plac budowy. Marzy mi się na początek integracja danych z tych 540 prawie systemów i platform.  Może jakieś otwarte architektury (SOA) i dostępne interfejsy. Małe kroczki po kolei dając bezpieczny dostęp do obywatelskiej informacji. Coś w rodzaju eleganckiej kilkupiętrowej architektury dogodnej dla ludzi, zamiast wielkiego centralnego wieżowca ponad miastem. Choć z drugiej strony kto był chciał robić coś tak małego jeśli można projektować nowe kosztowne piramidy …

Jeden komentarz do “539 systemów informatycznych w urzędach …. a dalej nie wiadomo czy jestem ubezbieczony i czy zapłaciłem podatki”

  1. To nie jest niestety tylko kwestia IT, to przede wszstkim kwestia woli. Jako student jestem na przykład na mocy prawa ubezpieczony, co nie przeszkadza publicznym placówkom medycznym uzależniać świadczenie usług od pokazania aktualnego zaświadczenia o zarobkach moich rodziców. Nie można się też umówić zdalnie na wizytę, w zamian za co można sobie postać w skomputeryzowanej kolejce.

    Skomputeryzowane kolejki i systemy zapisów mają też np. ośrodki egzaminowania kierowców, ale uparcie odmawiają dokonania zapisów na egzamin przez internet czy telefon.

    Jeżeli państwo nie może sobie poradzić z takimi, najprostszymi sprawami, (a nie jest to kwestia braku funduszy, bo przecież „systemy informatyczne” tam jak najbardziej działają, tylko w czyim interesie?) to jak ma rozwiązać problemy poważniejsze i bardziej skomplikowane?

    Dobrze, że przynajmniej zasygnalizowali, że problem widzą, bo gdyby uwolnić wreszcie ludzi od całego tego marnowania czasu, to moglibyśmy mieć odczuwalne poprawienie się sytuacji gospodarczej kraju bez względu na jakiekolwiek kryzysy.

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *