Pojęcie korzyści we współczesnym świecie jest bardzo płynne. Z jednej strony znają je doskonale prawnicy, uwielbiający formuły w umowach o możliwości rekompensat „utraconych korzyści”. Ponieważ zwykle spierające się trony mają odmienne poglądy co do tych „utrat” dyskusje prawne na temat korzyści ciągną się w nieskończoność (płatne godzinowo). Z drugiej strony wiele osób odbiera dzisiaj korzyść jako… brak kary. Sam pamiętam jak byłem zaskoczony jak usłyszałem od jednego z małych chłopców odpowiedź na pytanie „Jak było dzisiaj w szkole ?” – „Wspaniale bo dziś nikt mnie nie pobił”.

Właśnie zakończyła się kolejna runda negocjacyjno– dyskusyjna, dotycząca porozumień w sprawie emisji CO2. O co chodziło tym razem? O wprowadzanie tzw. Market Stability Reserve – niewinnej z pozoru i właściwie mającej taką niosąca pozytywny przekaz nazwę – Rezerwy Stabilizacyjnej. A czym to właściwie jest?

Porozumienia Klimatyczne (europejskie) oparte są na koncepcji radykalnego zmniejszania emisji CO2-sławetna dekarbonizacja. System ma być z jednej strony regulacyjny (limity i cele emisji w kolejnych latach), ale droga do tego ma być czysto rynkowa przez działający obecnie system ETS (handlu emisjami). W najprostszej postaci (w rzeczywistości gąszcz przepisów europejskich jest bizantyjski), każdy kraj posiada pewną, zmniejszającą się stopniowo pulę przydziałów emisji CO2, a zakłady przemysłowe i elektrownie muszą za każdą wyemitowaną tonę CO2 płacić – albo do budżetu (jeśli globalna krajowa emisja jest poniżej przydzielonego limitu) albo szukać pozwoleń emisyjnych za granicą (w krajach gdzie istnieje ich nadwyżka). (Ten opis jest oczywiście skrajnym uproszczeniem, każda elektrownia ma swój własny przydział – wewnątrz krajowych limitów i może handlować na rynkach krajowych i zagranicznych, istnieją emisje darmowe i przydzielane dla poszczególnych sektorów i jeszcze wiele innych wyjątków i małych regulacji). Jakby nie było – kluczem do wszystkiego jest cena pozwoleń emisyjnych – cena wyemitowania tony CO2 – podlega ona (teoretycznie) grze wolnego rynku i na dziś ta cena to ok 7 euro za tonę. O tym jak jest to istotne dla energetyki, świadczy prosta reguła, że elektrownia węglowa emituje (plus minus) 1 (jedną) tonę CO2 na każdą wyprodukowaną 1 (jedną) MWh energii elektrycznej. Cenę pozwoleń emisyjnych należy więc wliczać w przyszłą przewidywaną cenę energii elektrycznej (na rynku hurtowym bezpośrednio dodając – a dziś cena energii to ok 150-180 zł/MWh, a dla końcowego użytkownika to też przenosi się jako komponent opłaty za energię – w wartościach bezwzględnych nasz rachunek urośnie o opłatę emisyjną). Tak więc jeszcze raz – kluczem jest cena pozwoleń emisyjnych CO2 i znów bardzo prosty rachunek w gigantycznym gąszczu przepisów, regulacji, darmowych i płatnych limitów – w stosunku do roku obecnego to w roku 2030 za emisję CO2 będziemy płacić:

  • jeśli cena pozwoleń CO2 to jak teraz ok 7 EUR/tonę to około 20 % więcej (jeśli zredukujemy naszą emisję wg europejskich limitów) lub tylko jakieś 2,5 razy jak dziś (jeśli nic byśmy nie redukowali)
  • natomiast jeśli cena pozwoleń CO2 osiągnie 27 Euro/t (taka była projekcja pokazana nawet w wyliczeniach Ministerstwa) to odpowiednio nasze opłaty wzrastają odpowiednio 4 albo do 9 razy.

Należy dodać, że płacimy (przedsiębiorstwa płacą) odpowiednio do budżetu-jeśli mieścimy się w limitach i mamy krajowe pozwolenia lub za granicę- jeśli szukamy brakujących pozwoleń na innych giełdach.

Jaka jest wobec tego rola Rezerwy Stabilizacyjnej? Otóż jest to genialne zagranie lobbystyczno- negocjacyjne, wszystkich kręgów, którym zależy na wysokich cenach pozwoleń (energia odnawialna na przykład lub wrogowie węgla kamiennego w energetyce, nawet energetyka jądrowa). Energetyka zielona lub jądrowa jest bowiem bezemisyjna (CO2) więc koszty pozwoleń obciążają konkurencyjny sektor (węglowy). Problem, że obecna cena 7 EUR/t CO2 niewiele w konkurencyjności zmienia gdyż węgiel jest dalej najtańszy, wobec tego warto cenę certyfikatów podwyższyć (mówi się o tym jako oficjalnej strategii). MSR – Rezerwa Stabilizacyjna – powoływana jest wiec aby dodatkowo zabrać (nazywa się to ładnie i efektownie „backloading”) część pozwoleń z rynku europejskiego i wobec niedoboru – podwyższyć cenę. Części osób przypomina to oczywiście administracyjne zmiany cen jak w dobrych czasach socjalizmu, ale tu trzeba być spokojnym, odpowiednie opinie prawników stwierdzają, że MSR nie narusza reguł wolnego handlu. Jest też dodatkowy aspekt – o ile same zapisy Pakietów Klimatycznych są negocjowane na szczeblu głosowania wszystkich krajów (jest więc choć hipotetyczna możliwość zgłoszenia veta) to potem samo działanie MSR schodzi na poziom małych komisji i właściwie jest w rękach kilkunastu wybranych parlamentarzystów z różnych krajów, a szczególnie z tych, gdzie nie ma węglowych elektrowni. MSR – Rezerwa Stabilizacyjna – jest więc śmiertelnym zagrożeniem dla polskiego przemysłu, co jest chyba w świadomości polskich negocjatorów i jest naszym stałym punktem na NIE – niestety przy okazji zapisów w 2014 nie udało się Rezerwy Stabilizacyjnej wyrzucić ani zablokować. Mało tego – teraz w tych z sukcesem zakończonych negocjacjach 🙂 – wyskoczyła ona niczym królik z cylindra. Otóż oficjalnie miała być wprowadzona w roku 2021 (koniec roku) , ale że ceny emisji CO2 dalej małe, to przydałoby się zrobić to wcześniej, wobec tego na tapecie stanęło, że może już do końca 2018. Potem kilka „kompromisowych propozycji”, że jak nie 2018 to jednak 2019 i wreszcie z trudem wynegocjowany finał że… od 2021 – tyl,e że od stycznia. Przy okazji jakby mimochodem przepchnięto jeszcze jeden zapis, że na dobre pogrzebano 900 mln t pozwoleń (usunięto je już raz z puli 2014-2016 i miano ponownie wprowadzić w 2019, ale jak widać w trudnych negocjacjach nie można liczyć na to ,że jak coś już zabiorą to kiedyś oddadzą). Finał jaki jest to, że administracyjne regulowanie cen CO2 idzie od roku 2021 i wtedy właściwie ceny CO2 zależą od kilku lobbystów. Jakie będą (ceny) ? To problem dla wróżek i jasnowidzów oraz możliwość bycia błyskawicznie ekspertem energetycznym– bo każda wartość dobra – pojawia się i (w euro/tonę) – 7 (tak jak dziś), też i 27 (projekcja MG), ale również i 50 albo i 100 (opracowania konsultingowe i prezentacje szczególnie na stronach instytutów związanych z zieloną energią). Zagrożenie istnieje i to powinno być zawsze punktem w naszych negocjacjach – powtarzam jak za Katonem Starszym, że zawsze cokolwiek negocjując w Unii Europejskiej powinniśmy domagać się, żeby Rezerwę Stabilizacyjną zlikwidować.

Na koniec bardziej filozoficznie. Z jednej strony możemy tylko być trochę źli na zmieniające się reguły unijnych negocjacji („kto daje (CO2) i odbiera (w MSR) ten się w piekle poniewiera”, ale politycy chyba nie przejmują się naszymi przysłowiami). Z drugiej strony jak w wielokrotnie cytowanym przeze mnie dowcipie o magu, który rozkazem szacha, pod karą śmierci miał nauczyć konia mówić po persku w rok. Zachowywał jednak niezmącony spokój twierdząc, że rok to bardzo dużo czasu, przez który umrzeć może szach, koń albo on sam, a może nawet da się konia jednak nauczyć. Tak samo myśląc o Rezerwie Stabilizacyjnej w roku 2021 wiele może się zdarzyć łącznie z Unią i samym Pakietem Klimatycznym, a na pewno sam rząd który będzie rozwiązywał te problemy w 2021 – to będzie już zupełnie inny.

2 komentarze do “Dostaniemy kijem dwa lata później… czyli o korzystnym porozumieniu dotyczącym CO2 i Rezerwie Stabilizacyjnej.”

Zostaw komentarz:

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *